Jerzy Pecold (ur. 1957 w Pasłęku). Zawodowy masarz-rzeźnik z papierami czeladnika, a jednocześnie absolwent KUL z tytułem magistra teologii moralnej. Z zakładu wędliniarskiego poszedł do seminarium duchownego, w 1984 roku został księdzem, a trzy lata później pojechał na misje do Ekwadoru, "bo nikt inny nie chciał tam jechać". Przeżył ponad 25 lat w Ameryce Południowej, obecnie mieszka w Wenezueli. Dlatego wie, o czym pisze.
Ta książka to debiut, ale ks. Jerzy Pecold jest pisarzem z doświadczeniem. Poznałem go, gdy pisał poezje. Namawiałem, żeby poza wierszami spisał także swoje opowieści prozą. Słuchałem ich w Wenezueli, przy ognisku, na polowaniu, w Jego domu, gdy smażył nam steki z anakondy albo gotował żółwia. Wracałem po roku dwóch, po dziesięciu i słuchałem znowu... Życie brane za kark i na kark, uwiecznione na wyblakłych stronach szkolnego zeszytu, wystukane na staroświeckiej maszynie do pisania. Dorzuciłem do tego trochę swoich zdjęć (bo Padre nie fotografuje) i mamy książkę. [Wojciech Cejrowski]
DOSTĘPNOŚĆ:
Została wypożyczona Pozycję można wypożyczyć na 30 dni
WYPOŻYCZYŁ:
Nr karty: 000317 od dnia:2024-03-19 Przetrzymana, termin minął: 2024-04-18
Spalić paszport to fascynująca opowieść polskiego franciszkanina z Ugandy - zapis ponad piętnastu lat pobytu w kraju nazywanym przez wielu podróżników "perłą Afryki". Bogusław Kalungi Dąbrowski jest współzałożycielem misji w Kakooge niedaleko Kampali. Większość misjonarzy prędzej czy później przeżywa szok kulturowy. Kryzys dopada każdego misjonarza, który musi się "dzielić" swoimi parafianami z przewodnikami tradycyjnych religii afrykańskich. Afrykańczycy przyjmują chrzest, przychodzą na msze, ale gdy dopadają ich lęki i choroby, idą po skuteczniejsze pomoce do swych czarowników, zielarzy.Ojcowie Biali, pierwsi misjonarze tego kontynentu, palili po przyjeździe swoje paszporty, odcinając sobie możliwość odwrotu, gdy przygniecie ich poczucie obcości i bezsensu swoich wysiłków. Ojciec Dąbrowski tego nie uczynił, ale czy rzeczywiście ma jeszcze możliwość wyjazdu, skoro on teraz już ani biały, ani czarny, jak wyznaje?...
Porwał się z motyką na słońce - na Afrykę. Chciał Ugandyjczykom głosić Dobrą Nowinę, choć nie znał języka ani kultury. Miał tylko góralskie serce, które według recepty majora Hubala rzucał przed przeszkodę. Co prawda, Bachleda-Curuś powiedział mu kiedyś, że nie jest żadnym góralem, bo pochodzi z Nowego Sącza, ale każdy, kto widział Bogusia w akcji, wie, że jest on esencją "górala". Mógłby się urodzić w Poznaniu czy Szczecinie i byłby nim. Góral to ten, który się wspina, choćby nie miał szans na osiągnięcie szczytu. Bo szczyt jest tam, dokąd człowiek zdoła dotrzeć. [Jan Grzegorczyk]
DOSTĘPNOŚĆ:
Dostępny jest 1 egzemplarz. Pozycję można wypożyczyć na 30 dni